Obóz FAR - moje wrażenia
Obóz Fundacji Aktywnej Rehabilitacji (FAR) to bezpłatne, dziesięciodniowe wsparcie grupowe w formie wyjazdowej dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, gotowych na usamodzielnienie się i uniezależnienie od najbliższych. Na obóz taki najlepiej trafić jak najszybciej po wypadku, gdy tylko stan zdrowia na to pozwala. Niestety, na obóz FAR trafiłem 19 lat po złamaniu kręgosłupa szyjnego i było to spowodowane błędnym podejściem do życia z porażeniem czterokończynowym (tetraplegią) i przekonaniem, że takie warsztaty nic nie dadzą i do niczego się nie przydadzą.
Po długich namowach zaprzyjaźnionych pracowników Fundacji, wyleczeniu odleżyny i wypełnieniu wszelkich dokumentów trafiłem w lipcu 2016 roku do Zielonej Góry na obóz, na którym było ponad 20 osób z dolnośląskiego, lubuskiego i wielkopolskiego. Większość stanowiły osoby po urazie rdzenia kręgowego na wysokości lędźwiowej lub piersiowej, a więc ze sprawnymi rękami, kilka osób było z mózgowym porażeniem dziecięcym, a z urazem szyjnym kręgosłupa byłem tylko ja i jeszcze jedna osoba. Kadrę sprawującą nad nami opiekę stanowili pracownicy FAR (niektórzy poruszający się na wózkach inwalidzkich), wolontariusze i praktykanci z fizjoterapii lub terapii zajęciowej.
Po przyjechaniu i zakwaterowaniu na miejsce warsztatów, przeprowadzono testy sprawnościowe mające na celu podział na grupy w zależności od naszych możliwości i umiejętności. Oczywiście, ze względu na wysokość urazu rdzenia kręgowego trafiłem do grupy C – najsłabszej.
Zajęcia zaczynały się od samego rana, zaraz po śniadaniu, trwały do wieczora, z przerwą na obiad i ponad godzinne leżakowanie, a obejmowały naukę techniki jazdy na wózku inwalidzkim, wyczerpujący trening ogólnousprawniający, zajęcia z samoobsługi oraz relaksujące pływanie w basenie. Bardzo fajne były zajęcia sportowe na których mogliśmy strzelać z łuku lub wiatrówki, pograć w unihokeja, porzucać kulkami w minibule, a osoby sprawniejsze pograć w tenisa stołowego lub rugby. Codziennie odbywały się ciekawe pogadanki, na których przekazywano nam informacje na tematy związane z profilaktyką odleżyn, sportem osób niepełnosprawnych, zagrożeniami związanymi z układem moczowym, możliwościami dokształcania się i podejmowania pracy. Jeden dzień do pory obiadowej przeznaczony był na wycieczkę do centrum Zielonej Góry połączony z doskonaleniem techniki jazdy na wózku.
Bardzo fajnym pomysłem były także zajęcia integracyjne w których wszyscy uczestnicy obozu byli dzieleni na dwie drużyny i wykonywali działania na czas, dostosowane do ich możliwości. Kreatywność Kadry w wymyślaniu zadań była naprawdę imponująca. Doping i ogromne zaangażowanie każdego obozowicza dostarczały wielkich emocji i zacierały różnice między stopniem niepełnosprawności i różnymi charakterami.
Ostatni wieczór obozu kończył się uroczystym bankietem w miłej, wręcz rodzinnej atmosferze na którym wręczano nam dyplomy i zabawialiśmy się różnym grami i występami.
Decydując się na wyjazd na warsztaty FAR byłem pełen obaw, czy ze względu na taki duży stopień niepełnosprawności obsługa poradzi sobie z wszystkimi niezbędnym czynnościami i czy dam radę kondycyjnie brać udział we wszystkich zajęciach. Istotą tego obozu przecież jest usamodzielnienie się i samodoskonalenie, a przy tak niewładnych rękach nie jest to takie proste. Uważam, że dałem radę sprostać wszystkim trudom obozu. Nauczyłem się samodzielnie jeść, myć zęby, częściowo ubrać i jeździć na aktywnym wózku inwalidzkim. Nie osiągnąłbym tego nigdy bez Kadry FAR, praktykantów i wolontariuszy. Jestem pełen podziwu i szacunku dla tych młodych kobiet i mężczyzn, za ich wiedzę, umiejętności, a przede wszystkim za zaangażowanie, uczynność i poświęcenie. Dzięki takiej postawie moja niepełnosprawność była mniej odczuwalna i dotkliwa, a to jest dla mnie bezcenne.
Wszystkim wahającym się, czy jest sens jechać na obóz FAR chcę powiedzieć jasno – TAK, JEST SENS. Na pewno dowiesz i nauczysz się czegoś ciekawego, co ułatwi ci życie, a jako bonus dostaniesz czas spędzony we wspaniałej atmosferze. Mimo, że były też trudne chwile, np. część Kadry czasami nie wyrażała się z szacunkiem o osobach najsłabszych i najmniej sprawnych (nie miało to nic wspólnego z mobilizacją do ćwiczeń), to większość z uczestników wyjeżdżała ze smutkiem i łzami w oczach, że to już koniec i nigdy się nie powtórzy. Bez przesady mogę powiedzieć, że te 10 dni obozu FAR to jedne z najszczęśliwszych dni odkąd złamałem kręgosłup i siadłem na wózek inwalidzki.
Jeśli uważasz, że takie warsztaty nic ci nie dadzą, to jesteś w błędzie. W takim błędzie tkwiłem 19 lat, ale nigdy nie jest za późno, aby zmienić swoje życie i zrobić coś dla siebie. Warto się przekonać, czy da się radę znieść rygor obozu i nauczyć się czegoś nowego. Skontaktuj się z przedstawicielem Fundacji Aktywnej Rehabilitacji na Twoje województwo, a kompetentna osoba odpowie na każde nurtujące Ciebie pytanie.